Zajęłam się prowadzeniem zajęć świadomości ciała i języka ruchu po odbyciu osobistej, rocznej praktyki. Obserwacja tańca i emocji, które się w nim uwalniały, była dla mnie odkryciem. Od tego momentu kontynuuję podróż w odkrywaniu kolejnych warstw tego, co ukryte w ciele. Te początki były niezwykle inspirujące i głęboko poruszające.
Po powrocie z pierwszego modułu kursu Świadome Ciało i Język Ruchu z Agnieszką Sokołowską i Karen Studd, zajęło mi kilka tygodni, aby zacząć osobistą praktykę. Chociaż wiedziałam, że jest to istotne, czułam wewnętrzny opór przed jej rozpoczęciem. Zastanawiałam się, czy to może być strach przed tańcem bez wskazówek czy zewnętrznego prowadzenia, czy też może brak wewnętrznego przyzwolenia na taniec w codziennych sytuacjach. Nie miałam pewności.
Jednak pewnego pięknego słonecznego dnia, bez konkretnego powodu, zaczęłam. Wybiegłam na taras i zaczęłam tańczyć w stronę słońca. Czułam się jednocześnie uniesiona w górę i mocno uziemiona. Skakałam swobodnie, ale ziemia dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Czułam harmonię między górną a dolną częścią ciała, przesuwając środek ciężkości w górę i w dół. To było wyczerpujące, ale jednocześnie energetyzujące doświadczenie.
W kolejnych dniach kontynuowałam praktykę. Zauważyłam, że trudno mi było zatrzymać doznania cielesne, aby później je opisać. Musiałam skupić się na tym, aby utrzymać myśli na wodzy. Stopniowo, z większą uwagą zwracałam się ku przestrzeni wokół mnie, co czasem odrywało mnie od doznań ciała.
Pod koniec lata, zaczynałam czuć podekscytowanie. Ćwiczyłam regularnie, zwykle taniec trwał kilka minut do „gorących” rytmów. Lubiłam tę energię, ale zauważyłam, że moje ruchy były bardziej powściągliwe, mimo że świat wokół mnie nadal emanował letnim ciepłem.
W kolejnych tygodniach zaczęłam eksperymentować z różnymi rodzajami muzyki. Odkryłam, że nie tylko nie mogłam tańczyć bez niej, ale także potrzebowałam konkretnego rodzaju rytmów, które dodawały energii. Czułam się jakby unoszona na powierzchni ciepłego morza. Chociaż zauważyłam, że ruchy „wyzwalające szczęście” były stymulujące, moje ciało często wracało do starych, odprężających nawyków.
Zauważałam w ruchach częste zmiany podparcia oraz ruchy obracające. Zaczęłam czuć się bardziej zintegrowana z przestrzenią i emocjami, unosząc się i zawieszając myśli. Przez kilka miesięcy praktyki, moje ruchy przeszły wiele zmian – od dynamicznych do relaksujących, od narzuconych do spontanicznych. Pod koniec kursu czułam, że wychodzę ze skorupy w naturalny sposób, bez zmuszania się i we właściwym momencie.
Zrozumiałam, że zainteresowanie ciałem skierowało mnie ku poszukiwaniu duszy. Te dwie sfery są nierozerwalnie ze sobą związane. Jak napisała Marion Woodman: „Praca z ciałem jest równoznaczna z pracą z duszą, a wyobraźnia jest mostem, który je łączy.”